niedziela, 31 marca 2013

Rozdział IX: Teoria

Dzisiejsza analiza...Przyjmie nieco inną formę niż zazwyczaj – z dwóch powodów. Primo: Święta uniemożliwiły mi wyrobienie się czasowo ze zwyczajową formą polegającą na komentowaniu poszczególnych paragrafów. Secundo: ten rozdział w 99% składa się wyłącznie z rozmowy między Edkiem i Bellą i gdybym chciała przerobić go w tradycyjny sposób, musiałabym wciskać swoje uwagi mniej więcej co drugą linijkę.
Cały poniższy dialog – który, jak już wspomniałam, jest właściwie jedynym wydarzeniem mającym miejsce w odcinku dziewiątym – jest oparty na treści książki...Z drobnymi kosmetycznymi zmianami, mającymi na celu uwydatnienie Stefciowych głupot. Podobną (choć nie identyczną) formę zastosowałam przy analizie rozdziału 23 z „Księżyca w Pełni”; mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu i teraz, zwłaszcza, że będzie ona wstępem do pewnej zabawy, której reguły zdradzę Wam pod koniec analizy ;)
Dla utrzymania konwencji zrezygnowałam z komentarzy narratora.

No to zaczynamy!

***

Nasi protagoniści wracają z romantycznej kolacji; podróż umila im następująca konwersacja:

Edwardzie, czy mogę ci zadać jeszcze tylko jedno pytanie? Przysięgam, że to już wszystko.
Tylko jedno.
Hm... Mówiłeś, że wiedziałeś, że nie weszłam do księgarni a potem poszłam na południe. Jak
to odgadłeś?
- ….
Myślałam, że już nic przed sobą nie ukrywamy.
Dobrze, już dobrze. Jesteś strasznie nachalna. Skoro już koniecznie musisz wiedzieć... Zwęszyłem twój trop. Zadowolona?
Nie odpowiedziałeś na jedno z moich pierwszych pytań.
Bello, zadałaś mi tylko jedno...
- Mam na myśli naszą poprzednią rozmowę.
- Na przyszłość postaraj się, proszę, być nieco bardziej precyzyjna.
Jak to działa? Jaki jest mechanizm tego czytania w myślach. Potrafisz prześwietlić każdego,
niezależnie od tego, gdzie jest? Jak to robisz? Czy reszta twojej rodziny...?
Ależ ciekawscy jesteśmy! Poza tym to więcej niż jedno pytanie. No dobrze, niech ci będzie.
Prócz mnie nikt z rodziny tego nie potrafi. Nie usłyszę też każdego niezależnie od jego
oddalenia. Muszę znajdować się dość blisko. Im lepiej dany „głos” znam, tym mi łatwiej – z jakiejś przyczyny ludzkie myśli brzmią dokładnie tak samo jak rzeczywiste wypowiedzi. Można by to przyrównać do przebywania w wielkiej, wypełnionej ludźmi sali. Słyszy się szmer setek rozmów, lecz każdej z nich z osobna się nie śledzi. Musisz wybrać, którą z nich chciałabyś podsłuchać. Najczęściej po prostu się wyłączam, nieustanne brzęczenie ludzkich myśli po jakimś czasie zaczyna działać ci na nerwy. To cud, że udało mi się nie oszaleć przez te wszystkie dekady nieustannych szumów w mojej głowie. Łatwiej też wtedy udawać „normalnego”. Inaczej nawiązywałbym do myśli rozmówcy zamiast do jego wypowiedzi.
Jak sądzisz, dlaczego mnie nie słyszysz?
Przyznaję, to zaskakujące. Jak do tej pory nie spotkałem jeszcze żadnego człowieka, który byłby w stanie oprzeć się mojemu darowi. Jedynym wytłumaczeniem, na które wpadłem, jest to, że twój umysł funkcjonuje inaczej niż umysły innych ludzi. Można by rzec, że nadajesz na falach krótkich, a ja odbieram tylko UKF. Wybacz tę niedoskonałą metaforę, ale to jedyny sposób w jaki mogę to ująć, jeśli...cóż...nie chcę cię obrazić.
Mój mózg nie pracuje normalnie? Jestem walnięta?
Ja tu słyszę w głowie głosy, a ty się przejmujesz, że jesteś wariatką. Nie martw się, to tylko teoria. Równie dobrze może okazać się, iż nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia dla tego fenomenu. Właśnie, a co z twoją teorią?
- ….
Myślałem, że już nic przed sobą nie ukrywamy.

(Bella spogląda na szybkościomierz)

Matko Boska, Józefie święty! Natychmiast zwolnij!
Coś nie tak?
Jedziesz sto sześćdziesiąt na godzinę!
Spokojnie.
Chcesz nas zabić?
Przestań siać panikę. Jeżeli mówię, że nic ci nie grozi, to tak właśnie jest, koniec kropka.
Dokąd ci się tak spieszy?
Zawsze tak jeżdżę.
Patrz na jezdnię!
Nigdy nie spowodowałem wypadku, Bello. Ba, nawet nie dostałem mandatu. Uwierz mi, żaden przedstawiciel prawa nie dałby rady mnie namierzyć. Można powiedzieć, że jestem bezkarny, gdy w grę wchodzi prowadzenie pojazdu.
Ha, ha, ha. Pamiętaj, że Charlie jest gliniarzem. Zostałam wychowana w poszanowaniu dla prawa. Choć biorąc pod uwagę twoją niezwykłość, jeśli zmienisz ten wóz w owinięty wokół drzewa precel, pewnie po prostu otrzepiesz się i pójdziesz do domu.
Oczywiście. Ale ciebie to, niestety, nie dotyczy. Jesteś w końcu tylko człowiekiem.

(Edward niechętnie zwalnia do 120km/h)

Zadowolona?
Prawie.
Nie cierpię się tak wlec.
To jest dla ciebie wleczenie?
Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na temat mojego stylu jazdy. Nadal czekam, aż zdradzisz mi
swoją najnowszą teorię. Nie będę się śmiać.
Boję się raczej, że się rozgniewasz.
Aż tak źle?
Obawiam się, że tak.
Do dzieła.
Nie wiem, od czego zacząć.
Może od samego początku? Wspominałaś, że nie wpadłaś na to sama.
Zgadza się.
Co ci pomogło? Film? Książka?
Pojechałam w sobotę nad morze. Spotkałam przypadkiem kolegę z dzieciństwa, Jacoba Blacka. Nasi ojcowie przyjaźnią się od lat. Ojciec Jacoba jest członkiem starszyzny Ouileutów. Poszliśmy na spacer... Opowiadał mi różne miejscowe legendy – chyba chciał mnie nastraszyć. Jedna z nich była o...
Mów dalej.
O wampirach.
I od razu pomyślałaś o mnie?
Nie. To Jacob zdradził mi tajemnicę twojej rodziny. No wiesz- wytłumaczył mi, że Zimni z legend to wy. Dopiero wtedy wszystko zaskoczyło.

(Edward milczy złowieszczo)

Miał to wszystko za głupie przesądy. Nie spodziewał się, że mu uwierzę. Wprawdzie wszystkie szczegóły zgadzały się co do joty, ale to jeszcze żaden dowód. To moja wina, to ja to od niego wyciągnęłam – nie gniewaj się, Edwardzie, proszę.
Dlaczego to zrobiłaś?
Lauren dokuczała mi, że nie przyjechałeś z nami, chciała mnie sprowokować. Wtedy jeden z
Indian powiedział, że twoja rodzina nie zapuszcza się na teren rezerwatu, ale wyczułam, że za tym
stwierdzeniem kryje się coś więcej. Postarałam się więc, żebyśmy zostali z Jacobem sam na sam i
pociągnęłam go za język.
Ciekawe, jakich sztuczek użyłaś.
Próbowałam z nim flirtować. Poszło jak z płatka, aż sama się zdziwiłam – niemal jadł mi z ręki.
Szkoda, że tego nie widziałem. To musiał być fantastyczny spektakl – ty i ten zapatrzony w ciebie nieszczęśnik. Biedny Black. A ty twierdzisz, że to ja mącę ludziom w głowach. Co zrobiłaś potem?
Szukałam informacji w Internecie.
I twoje podejrzenia się potwierdziły?
Nie. Nic nie układało się w logiczną całość. Roiło się tam od różnych głupot. Aż w końcu...
Co w końcu?
Doszłam do wniosku, że to i tak nie ma znaczenia.
Nie ma znaczenia?
Nie. Nie obchodzi mnie to, kim jesteś.
Nawet jeśli nie jestem człowiekiem? Jeśli jestem potworem? Zabójcą? Nawet jeśli jestem dla ciebie zagrożeniem?
To naprawdę nie ma znaczenia. Podjęłam już decyzję. Nic, co usłyszę czy zobaczę nie zmieni tego, co wobec ciebie czuję...Nieważne, jak groźne czy dziwne miałoby to być.
...
Zdenerwowałeś się. Nie powinnam była mówić.
Nie. To dobrze, że wiem, co o mnie myślisz. Chociaż to szaleństwo.
Ta hipoteza to bzdura?
Nie o to mi chodzi. „To nie ma znaczenia”!
A więc mam rację?
Czy to ważne?
Cóż...owszem. Ostatecznie chodzi mi o to, by odkryć kim jesteś... No i jestem ciekawa.
Co chciałabyś wiedzieć?
Ile masz lat?
Siedemnaście
I od jak dawna masz te siedemnaście lat?
Jakiś czas.
Okej. Tylko się nie śmiej... Dlaczego możesz pokazywać się w dzień?
Idiotyczne zabobony.
Słońce was nie spala?
Kolejny wytwór popkultury.
A co ze spaniem w trumnach?
Znowu mit. Ja nie śpię.
Wcale?
Nigdy. Nie zadałaś mi najważniejszego pytania.
To znaczy?
Czy to nie oczywiste, Bello? Nie interesuje cię moja dieta?
Ach, to.
Tak, to. Nie chcesz wiedzieć, czy piję krew?
Jacob coś wspominał...
Co powiedział?
Że... że nie polujecie na ludzi. Stwierdził, że ponoć nie jesteście niebezpieczni, ponieważ
ograniczacie się do zwierząt.
Powiedział, że nie jesteśmy niebezpieczni?
Niezupełnie. Że ponoć nie jesteście niebezpieczni. Ale plemię Quileute na wszelki wypadek
nie wpuszcza was na swój teren. To prawda? Nie polujecie na ludzi?
Quileuci mają dobrą pamięć. Tylko się z tego powodu nie rozluźniaj. Dobrze robią, trzymając się od nas z daleka. Jesteśmy nadal niebezpieczni.
Nie rozumiem.
Staramy się, jak możemy i zazwyczaj nam wychodzi. Oczywiście, od czasu do czasu zdarzają nam się...potknięcia...ale to naturalne. Ostatecznie, taka jest nasza natura, a walka z samym sobą jest bardzo wyczerpująca. Czasami popełniamy błędy. Tak jak na przykład ja, pozwalając ci być ze mną sam na sam.
To błąd?
Błąd, który może nas drogo kosztować. Nie jestem z siebie przesadnie dumny, Bello. Gdyby coś ci się dziś przydarzyło...Carlisle jest w stanie zatrzeć ślady, ale staramy się unikać zamieszania wokół naszej rodziny. Mój jeden fałszywy krok oznaczałby konieczność natychmiastowej wyprowadzki.
Opowiedz coś więcej.
Co jeszcze chciałabyś wiedzieć?
Może powiedz, dlaczego polujecie na zwierzęta, zamiast na ludzi.
Co w tym takiego niezwykłego? Nie chcę być potworem. Zaatakowanie niewinnego człowieka to morderstwo. Żywiąc się zwierzętami staram się zachować choć cząstkę człowieczeństwa.
Ale same zwierzęta nie wystarczają?
Oczywiście nie mogę mieć pewności, ale można by to chyba przyrównać do żywienia się
serkiem tofu i mlekiem sojowym – w żartach nazywamy siebie wegetarianami. Taka dieta głodu,
czy też raczej pragnienia, do końca nie zaspokaja, ale mamy dość sił, by nie ulegać pokusom.
Zazwyczaj. Czasem jest naprawdę ciężko. Zdarza się, że wygrywa zew natury. Jak już mówiłem, walka z instynktem drapieżcy jest niezwykle męcząca. Nie zawsze starcza nam woli, by w porę się usunąć.
Czy teraz musisz walczyć ze sobą?
Muszę.
Ale teraz nie jesteś głodny.
Dlaczego tak uważasz?
Zgaduję po oczach. Mówiłam ci już, mam pewną teorię. Zauważyłam, że ludzie, a zwłaszcza
mężczyźni, robią się drażliwi, kiedy doskwiera im głód.
Jesteś spostrzegawcza, nie ma co!
Czy w weekend polowałeś z Emmettem?
Tak. Nie miałem ochoty wyjeżdżać, ale to było konieczne. Łatwiej mi z tobą przebywać, gdy nie odczuwam pragnienia.
Czemu nie chciałeś wyjechać?
Jestem... jestem nieswój, kiedy... nie ma cię w pobliżu. Nie kpiłem, prosząc w czwartek, żebyś nie wpadła do oceanu lub pod samochód; cały weekend martwiłem się o ciebie. Biorąc pod uwagę twój brak koordynacji powinienem chyba dziękować losowi, że dałaś radę wrócić z krótkiego wypadu z kolegami w jednym kawałku. No, prawie.
O co ci chodzi?
O twoje dłonie.
Przewróciłam się.
Tak też myślałem. Ale, jako że ty to ty, mogło ci się przytrafić coś znacznie gorszego. Przez cały wyjazd nie dawało mi to spokoju. To były okropne trzy dni. Biedny Emmett miał ze mną piekło.
Trzy? Nie wróciliście dzisiaj?
Nie, w niedzielę.
To czemu nie pojawiliście się w szkole?
No cóż, pytałaś, czy słońce nam szkodzi. Nie szkodzi, ale nie możemy wychodzić na dwór w
wyjątkowo słoneczne dni – a przynajmniej staramy się tego unikać. Carlisle musi co prawda zjawiać się w szpitalu w przypadku nagłych wypadków i od czasu do czasu każdy z nas zostaje złapany przez promień słońca przebijający się zza chmur, ale to rzadkość. Zazwyczaj staramy się unikać naturalnego światła.
Dlaczego?
Kiedyś ci pokażę.
Dlaczego przynajmniej nie zadzwoniłeś?
Przecież wiedziałem, ze nic ci nie grozi.
Ale ja nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Widzisz...
Co takiego?
Było mi źle. Że cię nie widuję. Też czułam się nieswojo. Wtedy, na stołówce...myślałam, że rozpłaczę się na środku wypełnionej ludźmi sali. Nie masz pojęcia, co poczułam widząc, że wasz stolik świeci pustką któryś dzień z rzędu.
A więc tak to wygląda. To bardzo niedobrze.
Co ja takiego powiedziałam?
Nie pojmujesz, Bello? To, że ja się zadręczam, to jeszcze nic takiego, ale jeśli i ty jesteś tak
zaangażowana uczuciowo... Nawet nie chcę o tym słyszeć. Tak nie
może być. To niebezpieczne. Ja jestem niebezpieczny. Nie możesz wypatrywać mnie w szkole, nie możesz reagować emocjonalnie za każdym razem, gdy rozmawiamy lub gdzieś cię zapraszam. Wbij to sobie wreszcie do głowy, dziewczyno.
Przestań.
Nie żartuję.
Ja też nie. I powtarzam – to, kim jesteś, nie ma dla mnie znaczenia. Już za późno, by coś
zmienić.
Nigdy tak nie mów.

(Bella popłakuje, zraniona ostrym tonem swego wybranka)

O czym myślisz?...Płaczesz?
Nie.
Wybacz.
(...)
Wyjaśnij mi coś.
Tak?
Powiedz mi, o czym myślałaś tam, na ulicy, tuż przed tym, jak wyjechałem zza rogu? Twoja mina mnie zaskoczyła. Nie wyglądałaś na wystraszoną, tylko jakbyś próbowała się na czymś
intensywnie skoncentrować.
Usiłowałam przypomnieć sobie, jak unieszkodliwić napastnika – no wiesz, podstawy
samoobrony. Zamierzałam wgnieść temu gościowi nos w mózg.
Chciałaś się z nimi bić? Oszalałaś? Powaliłby cię jednym ciosem. Dlaczego po prostu nie uciekłaś?
Często się potykam i przewracam.
A co z krzyczeniem „ratunku”?
Właśnie się do tego zabierałam.
Miałaś rację. Sprzeciwiam się przeznaczeniu, próbuj utrzymać cię przy życiu.
Jutro będziesz już w szkole?
Będę, będę. Też mam wypracowanie do oddania. Zajmę dla ciebie miejsce w stołówce. Wiem, że po tym wszystkim, co ci powiedziałem nie powinienem składać tego rodzaju oferty...Ale, jak już mówiłem, tymczasowo wyrzucam do kosza wszystkie zasady. Tylko nie myśl, że zwalnia cię to z obowiązku bycia czujną.
Słowo honoru, że będziesz jutro w szkole?
Słowo.

(Edward i Belcia docierają na miejsce; Wardo pożycza pannie Swan swoją kurtkę, jako że dziewczyna zostawiła własne okrycie w aucie Jessiki)

Zatrzymaj ją. Nie będziesz miała, w co się rano ubrać.
Nie chcę się tłumaczyć przed Charliem.
A z jakiej racji miałabyś się w ogóle przed nim tłumaczyć? Zresztą jak wolisz. Bello?
Tak?
Obiecasz mi coś?
Oczywiście.
Nie chodź sama po lesie, dobrze?
Ale dlaczego?
Nie jestem jedyną niebezpieczną istotą w okolicy. To wszystko, co musisz wiedzieć w tej kwestii.
Oczywiście, skoro tego właśnie chcesz.
Do jutra.
Cześć.
Bello? Miłych snów.

***

W tym miejscu rozmowa się kończy; McSparkle odjeżdża do siebie, a Belka udaje się do domu, gdzie szybko zbywa Charliego, dzwoni do Jessiki i obiecuje opowiedzieć jej o szczegółach dzisiejszego wieczoru na trygonometrii, po czym kładzie się spać. Rozdział kończy się powszechnie znanym cytatem:

Z początku nic nie układało się w logiczną całość, ale przekraczając granicę snu, byłam już absolutnie pewna kilku rzeczy.
Po pierwsze, Edward pochodził z rodziny wampirów po drugie, dręczyło go pragnienie – na ile był je w stanie pohamować, tego nie wiedziałam – pragnienie, by posmakować mojej krwi. Po trzecie wreszcie, byłam w tym wampirze bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana.

Wyjątkowo nie będę się znęcać nad tym fragmentem – owszem, jest uroczo głupawy i naiwny, ale uwierzcie mi, to nic w porównaniu z następnymi rozdziałami; swoją analizatorską frustrację nad uczuciem naszych gołąbeczków przeleję w odcinku trzynastym i piętnastym.



I...to już wszystko na dziś, drodzy czytelnicy. Kilka podsumowujących uwag:

  • Wardo jest zarozumiałym, kontrolującym bucem – jak zwykle
  • Belka jest pozbawioną kręgosłupa i instynktu samozachowawczego wycieraczką – nic nowego
  • Edzio może sobie słyszeć o czym śpiewają wieloryby i widzieć atomową część atomu; nie zmienia to faktu, że na sytuacje na drodze składa się milion różnych czynników – na przykład fizyczne ograniczenia pojazdu – w związku z czym niebezpieczeństwo wypadku dotyczy go w takim samym stopniu, jak resztę użytkowników drogi
  • Wciąż nie rozumiem, jakim cudem McSparkle nie oszalał przez kilkadziesiąt lat wysłuchiwania nieustającego jazgotu w swojej głowie
  • Światło słoneczne oświetla nas przez cały dzionek, więc Cullenowie powinni błyszczeć się w mniejszym lub większym stopniu niezależnie od pogody
  • Pasywno – agresywne teksty to dowód prawdziwej miłości
  • Bądź piękny, a zdobędziesz niewieście serce nawet wtedy, gdy okaże się, że w wolnym czasie mordujesz emerytki i topisz nowo narodzone kocięta
  • Nie przejmuj się, jeżeli od czasu do czasu zamordujesz niewinnego człowieka – wypadki chodzą po ludziach, a ty nie musisz w końcu być skończonym ideałem.

Summa summarum, razem to będzie jakieś:

Statystyka:

Głupota: + 600
Asshole: + 600
Angst: + 50


Ale, ale! Nie odchodźcie jeszcze – bo dopiero teraz zaczyna się zabawa. Jak wspomniałam we wstępie, powyższa rozmowa została przepisana z książki, a następnie zmodyfikowana. I tu zadanie dla Was, drodzy czytelnicy – spróbujcie (nie zaglądając do „Zmierzchu”!) wskazać, które ze zdań w dialogu zostały zmienione/utworzone przeze mnie. Starałam się utrzymać styl oryginału, więc mam nadzieję, że nie będzie to aż nazbyt oczywiste ;) Drobna podpowiedź: pobawiłam się tylko nad wybitnie głupimi/denerwującymi fragmentami.
Pierwszy/najuważniejszy z komentujących otrzyma małą świąteczną niespodziankę – krotki fanfick dotyczący wybranej przez siebie postaci ze Stefciowego uniwersum w dowolnej sytuacji (za wzór niech posłuży wam XXVIII rozdział „Przed Zachodem Słońca”), który ukaże się w przyszłą sobotę. Jeżeli będzie was dużo w podobnym czasie, będę musiała jakoś połączyć zwycięskie scenariusze w jedną całość ;)

EDIT: Ponieważ czytelniczka Hyakki - Yakou zdołała w 99% wskazać właściwe cytaty (które zamieszczę w sobotniej notce), zmuszona jestem zamknąć konkurs ;) Wszystkie osoby, które zamieściły swoje propozycje przed Hyakki (oraz samą zainteresowaną ;)) proszę o podanie swoich życzeń dotyczących fanficka w komentarzach, ew. uściślenie, czy pomysł, jaki podały ma być w swej wymowie komediowy/dramatyczny/jaki Wam się zamarzy :) 


Do zobaczenia za tydzień!


Maryboo

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział VIII: Port Angeles

Belka jedzie z koleżankami do Port Angeles. Po drodze dziewczyny zachowują się jak normalne nastolatki, co, dziw nad dziwy, nie budzi niezadowolenia naszej hirołiny,

Port Angeles było miłą miejscowością turystyczną, bardziej cywilizowaną i urokliwą niż Forks.

Bardziej cywilizowaną? Znaczy co, po Widelcach latają Neandertale? Toć to nie jakiś busz, już nie przesadzaj, dziewczyno. (+1 bitch)

Sobotni bal miał być czymś pośrednim pomiędzy prawdziwym balem a dyskoteką, nie wiedziałyśmy, więc dokładnie, jakich kreacji szukać. Przy okazji wyszło na jaw, że nigdy w życiu nie uczestniczyłam w podobnej imprezie. Moje koleżanki przyjęły to z niedowierzaniem.
- Naprawdę nigdy nie byłaś na jakiejś dużej imprezie, no wiesz, tak z chłopakiem? - dopytywała się Jess, gdy wchodziłyśmy do sklepu.
- Nigdy - przyznałam. Nie miałam ochoty zwierzać się z moich kłopotów z koordynacją ruchową, więc dodałam: - Tak właściwie nigdy nie miałam chłopaka czy kogoś takiego. W Phoenix nie udzielałam się towarzysko.
- Dlaczego? - drążyła Jessica.
- Nikt mnie nigdzie nie zapraszał - odpowiedziałam szczerze.Przyjrzała mi się sceptycznie. 
- Tu masz powodzenie i dajesz chłopakom kosza - przypomniała mi.

Wow, Stefa, jesteś o krok od realizacji, że ten wątek z niesamowitym powodzeniem Belki kupy się nie trzyma. Jestem w szoku.

Okazuje się, że Tyler rozpowiada wszystkim, że Swanówna jednak idzie z nim na bal, przez co Lauren jest wściekła.

Zrobiłam kwaśną minę.
- Czy sądzisz, że jeśli przejadę Tylera furgonetką, przestanie mieć powypadkowe wyrzuty sumienia? Da mi spokój, bo wyrównamy wreszcie rachunki?

(+1 bitch)

Angela i Jess wybierają sukienki, a później dodatki.


Wprawdzie sama też potrzebowałam nowych butów, ale zdenerwowała mnie historia z Tylerem i nie byłam już w odpowiednim nastroju. Mój entuzjazm zelżał, za to wróciła melancholia.

Radość życia cię opuściła, bo facet rozpuścił jedną, niezbyt zresztą szkodliwą plotę? Cóż za dramat, jaki weltszmerc. Zobaczmy, co słychać u naszej lamy.





Oho, ale się rozbestwiła.

Kiedy Jess idzie, żeby poszukać biżuterii, Belka bierze Angelę na spytki.

- Ehm. Angela... - Podniosła wzrok.
- Czy to normalne, że... Cullenów... nie ma często w szkole? - Niestety, mimo wysiłku, nie udało mi się przybrać obojętnego tonu. Wpatrywałam się uparcie w różowe sandałki.
- O tak - odparła cicho, również przyglądając się swoim pantoflom. - Kiedy pogoda sprzyja, w kółko wyjeżdżają w góry, nawet doktor. Prawdziwi z nich fanatycy wędrówek.

Mieszkańcy Widelców to idioci, dzięki, Stefciu, że nam przypominasz. Nikt się nigdy nie zainteresował, że dzieciaki przez to zarywają szkołę? Żaden oszołom się niczego nie dopatrzył? W końcu Angela sama wspomina, że jest wyraźna i oczywista korelacja: słońce = znikające Culleny. Nie ma w Widelcach ani jednego dziwaka ogarniętego teoriami spiskowymi, ani jednego malutkiego Mulderka? (+10 głupota)

Belka chce iść do księgarni, więc umawia się z koleżankami za godzinę w restauracji na obiad. Niestety Bellissima nie może znaleźć odpowiedniego sklepu, przez co pogrąża się w coraz większym angście i nie patrzy, gdzie idzie. Trafia w ten sposób na obrzeża miasta, gdzie… DUN DUN DUN następuje obligatoryjna w kiepskich romansach scena. Chodzi oczywiście o potwornie ograny motyw próby gwałtu z nieodzownym ratunkiem ze strony trulawera. Zieeew.

Belkę zaczepia czterech chłopaków. Nieistotne, jak rozgrywa się ta ciągnąca się cztery strony scena, bo to tylko marny zabieg kiepskiej ałtorki, żeby ukazać Edzia jako rycerza w srebrnym volvo, który ratuje naszą bohaterkę przed strasznie wyświechtanym chwytem literackim. (+5 lenistwo) dla Stefki.

Gdy Belka próbuje w panice przypomnieć sobie podstawy samoobrony, zza rogu wyjeżdża nikt inny, jak Bucmaster. Łabędziątko natychmiast wsiada do auta Cullena.

Spojrzałam na mojego towarzysza uszczęśliwiona, i to nie tylko, dlatego, że tak niespodziewanie wybawił mnie z opresji. Czekając, aż unormuje mi się oddech, zaczęłam studiować wyłaniające się z mroku nieskazitelne rysy chłopaka.

Przed chwilą jacyś kolesie o mało cię nie zaatakowali i zrobili z tobą, co tylko chcieli, a ty się zachwycasz licem tego chama? Priorytety, bitch, priorytety! (+10 głupota)
Edek jest wściekły. Jako że jego humor jest najważniejszy, Belcia wypytuje cudnego adonisa, czy wszystko z NIM w porządku.
 
 
 


Nasz psychopata dopiero po jakimś czasie interesuje się, czy wszystko dobrze z Belką.

Nie wypytując o nic więcej, wpatrywałam się w jego ściągniętą gniewem twarz. Nagle samochód się zatrzymał. Rozejrzałam się, dokoła, ale nie zauważyłam nic prócz ciemnych sylwetek drzew majaczących wzdłuż pobocza. Wyjechaliśmy poza granice miasta.
- Bello? - Tym razem postarał się opanować emocje.
- Tak? - Wciąż byłam zachrypnięta. Spróbowałam dyskretnie odchrząknąć.
- Nic ci nie jest? - Nadal wbijał wzrok w jezdnię, a na jego twarzy malowała się furia.
- Nie - zagruchałam.
- Bądź tak dobra i opowiedz mi coś - poprosił.
- Opowiedz?
Westchnął krótko.
- Ach, pleć po prostu o jakichś błahostkach, dopóki się nie uspokoję - wyjaśnił, zamykając oczy, po czym ścisnął sobie kość nosową dwoma palcami.

Boru zielony, przecież to jasne jak słońce, że ten facet jest niezrównoważony psychicznie, wybuchowy i agresywny. Dlaczego ona tego nie widzi? (+100 głupota)

- Ehm... - Szukałam w głowie odpowiedniego tematu. - Na przykład... jutro po szkole zamierzam przejechać Tylera Crowleya furgonetką. - Otworzył oczu, ale kąciki jego ust zadrżały.
- Dlaczego?
- Rozpowiada na prawo i lewo, że idziemy razem na bal absolwentów. Albo zwariował, albo chce mi jakoś wynagrodzić to, co się stało… No, sam wiesz, kiedy. Uważa widocznie, że ten bal to idealna okazja. Wydedukowałam, że jeśli narażę jego życie na niebezpieczeństwo, to sobie odpuści, bo wyrównamy rachunki. Może gdy zobaczy to Lauren, też mi przy okazji odpuści - naprawdę, nie potrzebuję wrogów. Ha, będę musiała się przyłożyć. Jeśli jego nissan trafi na złomowisko, Tyler na pewno nikogo nie zaprosi na bal, bo jak to tak, bez samochodu...
- Słyszałem, jak się chwalił. - Jego głos był już spokojniejsi.
- Naprawdę? - spytałam z niedowierzaniem. Poczułam napływ irytacji. - Hm - mruknęłam, planując coś lepszego. - Jeśli będzie sparaliżowany od szyi w dół, to też z balu absolwentów nici.

To miał być czarny humor czy Belcia po prostu stara się dorównać Edziowi w bucerze? Oni są chyba jednak siebie warci. (+100 bitch) Edek nie robi się jednak od tego spokojniejszy.

- Widzisz, Bello - odpowiedział cicho - czasami mam problem z porywczością. - Zacisnął usta i wyjrzał przez okno. - Tylko napytałbym sobie biedy, gdybym dopadł tych... - Przerwał, żeby ponownie się opanować. - A przynajmniej to próbuję sobie wmówić.
- Och. - Powinnam była dodać coś jeszcze, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Laska, uciekaj od tego potwora. Nawet jeżeli nie jesteś jeszcze pewna, że Cullen to wąpierz, to i tak dał ci tysiąc powodów, żeby trzymać się od niego z daleka. To, że autentycznie chce pozabijać facetów, którzy mieli zamiar zrobić ci krzywdę, nie jest romantyczne, ale przerażające!

Edek zabiera Bellissimę na kolację. Swanównie udaje się jeszcze złapać koleżanki, ale te już skończyły jeść, więc Ed proponuje, że to on odwiezie Belkę, żeby dziewczyny nie czekały. Jess i Angela się zwijają. Belka stara się wytłumaczyć Edkowi, że nie jest głodna, ale Pan Buc nie chce nawet o tym słyszeć.


- Zrób to dla mnie. - Podszedł do drzwi restauracji, otworzył je przede mną i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie było mowy o dalszej dyskusji. Weszłam do środka, wzdychając ciężko.

(+10 tyran)

Adonis czaruje właścicielkę lokalu i żąda najbardziej prywatnego stolika. Belka wytyka Cullenowi jego taktykę.


- Nie powinieneś wykręcać ludziom takich numerów - zganiłam Edwarda - To nie fair.
- Jakich numerów?
- Twoje zachowanie mąci ludziom w głowie. Biedaczka ma pewnie teraz palpitacje.
Nie wiedział, o co mi chodzi.
- Nie powiesz mi chyba, że nie zdajesz sobie z tego sprawy? Przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Mącę w głowach?
- Nie zauważyłeś? A dlaczego niby wszyscy tańczą, jak im zagrasz?

Błagam, Edek, daj spokój z tym bullshitem, jakoby nie wiesz, co takiego wyczyniasz z tymi biednymi babeczkami. Dobrze wiesz, co robisz, inaczej nie robiłbyś tego z taką częstotliwością.

Edek zmusza Belkę do zamówienia jedzenia i wypicia coli.


- Duszkiem - rozkazał.

Cud chłopak, ja nie mogę (+5 tyran).

Ed dziwi się, że Belka nie wykazuje żadnych oznak szoku. Jak się okazuje, to wszystko dzięki kojącej obecności pewnego buca. Cóż, nie jestem specjalnie zdziwiona.

Belka oznajmia Edkowi, że zauważyła zmianę jego koloru oczu i związane z tym wahania nastroju. Ma też do niego kilka pytań.


- Dlaczego przyjechałeś do Port Angeles? - Splatając powoli dłonie, wbił wzrok w blat stołu, po czym zerknął na mnie spode łba. Na jego twarzy malował się cień złośliwego uśmieszku. - Następne proszę. - Ależ to jest najłatwiejsze!
- Następne proszę.
 Zestresowana spuściłam wzrok. Odwinęłam z serwetki sztućce wbiłam widelec w ravioli. Nie spieszyłam się, potrzebowałam czasu do namysłu. Starannie przeżułam pierwszy kęs. Grzyby były wyśmienite. Upiłam kolejny łyk coli i dopiero teraz spojrzałam ponownie na mojego rozmówcę.
- Dobra - zaczęłam powoli. - Załóżmy zatem, że...ktoś... potrafi czytać ludziom w myślach, z kilkoma wyjątkami.
- Z jednym wyjątkiem - uściślił. - Załóżmy, że z jednym.
- Może być z jednym - Ucieszyłam się, że zaczyna ze mną współpracować, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. - Jaki jest tego mechanizm? Jakie ograniczenia? Jak... ten ktoś... mógłby zlokalizować kogoś innego? Skąd wiedziałby, że ta osoba jest w opałach?
- Hipotetycznie, rzecz jasna?
- Tylko hipotetycznie. - Cóż, jeśli ten... ktoś...
- Nazwijmy go Joe - zasugerowałam. Uśmiechnął się kwaśno.
- Niech będzie Joe. Cóż, jeśli chodzi o zadziałanie w odpowiedniej chwili, Joe musiałby tylko mieć się na baczności, nic więcej - Edward wzniósł oczy ku niebu, kręcąc głową. - Tylko tobie mogło się przydarzyć coś podobnego w tak spokojnym miasteczku. Popsułabyś im statystyki kryminalne na najbliższe dziesięć lat.

Nie ma to jak zawoalowany przytyk na każdym kroku.

Belka chce, żeby Cullen jej zaufał i powiedział wszystko bez tych jakże subtelnych hipotez. Eduardo wreszcie przyznaje, że nie spodziewał się, że pustogłowa pannica go przejrzy. Cóż za wiara w inteligencję swojej tru luff, aż serce rośnie.

- Popełniłem błąd. Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak spostrzegawcza.
- Sądziłam, że nigdy się nie mylisz.
- Tak było kiedyś. - Znów pokręcił głową. - Pomyliłem się także, co do innej rzeczy. Nie przyciągasz wyłącznie wypadków - to nie dość szeroka definicja. Ty, Bello, przyciągasz wszelakie kłopoty. Jeśli ktoś lub coś w promieniu dziesięciu mil stanowi zagrożenie, z pewnością stanie na twojej drodze.
- A ty zaliczasz się do tej kategorii? - zgadłam. Z twarzy Edwarda odpłynęły wszelkie uczucia.
- Bez wątpienia.

Wiej, głupia krowo, póki możesz! (+100 głupota)


- Śledziłem cię do Port Angeles - przyznał. Mówił teraz bardzo szybko. - Nigdy przedtem nie próbowałem roztaczać pieczy nad jakąś konkretną osobą i nie przypuszczałem, że jest to takie trudne.
- Ale to już zapewne twoja zasługa, zwykłym ludziom nie przytrafia się tyle katastrof. - Zamilkł na chwilę. Zastanowiłam się, czy to, że mnie śledzi, powinno mnie niepokoić. Tymczasem moja próżność została mile połechtana.

Tak, kretynko, powinno cię to niepokoić!!! To jest podręcznikowy przykład stalkingu, a te brednie o tym, że przyciągasz kłopoty i trzeba cię wiecznie mieć na oku to tylko słabe wymówki. (+300 głupota)

- Czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że może śmierć była mi pisana, i ratując mnie po raz pierwszy, pod szkołą, wystąpiłeś przeciwko przeznaczeniu?
- Śmierć była ci już pisana wcześniej - wyszeptał cicho, spuściwszy wzrok. - Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Strach chwycił mnie za krtań. Przypomniało mi się, ile agresji widziałam w jego czarnych oczach owego dnia. Zarówno wspomnienie, jak i lęk znikły jednak niemal od razu, tak bardzo czułam się teraz przy Edwardzie bezpieczna. Kiedy na mnie spojrzał, nie było po nich śladu.

(+500 głupota) Dalej, dalej, mam jeszcze trochę punktów na dzisiaj do rozdania w tej kategorii!

- Pamiętasz? - spytał z poważną miną.
- Tak - odparłam spokojnie.
- I mimo to nadal tu siedzisz - dodał z nutką niedowierzania w glosie.
- Tak, ale... tylko dzięki tobie. Ponieważ jakimś cudem wiedziałeś, gdzie mnie dzisiaj znaleźć. - Miałam nadzieję, że nareszcie mi to wyjaśni.
Zacisnął usta. Znów zastanawiał się, co może mi zdradzić. Nagle zważył mój pełny talerz.
- Opowiem ci więcej, jeśli będziesz jadła - zaproponował. Z miejsca wpakowałam sobie do ust jedno ravioli.
- Trudno się ciebie tropi, trudniej niż innych. Zazwyczaj nie mam z tym żadnego problemu; wystarczy, że już kiedyś słyszałem czyjeś myśli. - Spojrzał na mnie uważnie, chcąc sprawdzić reakcję. - Zorientowałam się, że zamarłam zasłuchana. Zmusiłam się do przełknięcia ravioli, po czym natychmiast zastąpiłam go nowym.



 „Trudno się ciebie tropi”. Nie, on cię wcale nie traktuje jak zwierzynę lub zagubiony przedmiot, gdzie tam.

- Uczepiłem się Jessiki, choć niezbyt uważnie - jak już wspomniałem, tylko tobie mogło się coś tu przytrafić - i przegapiłem moment, w którym się odłączyłaś. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, poszedłem cię najpierw szukać w znanej Jessice księgami. Byłem w stanie ustalić, że nie weszłaś do środka i udałaś się na południe, wiedziałem, więc, że prędzej czy później zawrócisz. Czekając na ciebie, sprawdzałem wyrywkowo myśli przechodniów, licząc na to, że w ich wspomnieniach zobaczę, gdzie się znajdujesz. Z pozoru nie miałem powodów do niepokoju, ale dręczyło mnie dziwne przeczucie... - Zamyślony patrzył gdzieś za mnie, widząc rzeczy, których nie potrafiłam sobie wyobrazić.
- Zacząłem robić autem rundki po okolicy, nadal... nasłuchiwałem. Zapadał już zmrok Miałem właśnie zacząć szukać ciebie na piechotę, gdy wtem... - Przerwał, zaciskając szczęki w nagłym ataku furii. Opanował się z wyraźnym wysiłkiem.


Nie, to absolutnie nie jest creeptastyczne. Wali głową o biurko


- Co się stało? - wyszeptałam. Nadal unikał mojego wzroku.
- Usłyszałem ich myśli - jęknął, a na jego twarzy pojawił się grymas. - Zobaczyłem w jego myślach twoją twarz. - Przesłonił dłonią oczy. Wyjął ją spod stołu tak szybko, że zaskoczona aż odskoczyłam.
- Było mi... bardzo... ciężko... - nawet nie wiesz jak - tak po prostu odjechać i... darować im życie. - Rękaw swetra tłumił jego słowa. - Mogłem ci pozwolić odjechać z koleżankami, ale bałem się, że zacznę ich szukać, gdy tylko zostanę sam.

Czy ja naprawdę muszę to jeszcze komentować i dziwić się, że ona tam dalej siedzi?

Milczałam oszołomiona tym wyznaniem. Edward siedział wciąż pochylony, przypominając wyrzeźbionego w kamieniu myśliciela. W końcu spojrzał na mnie. Złote oczy zdradzały, że i jego trapi wiele pytań.
- Chcesz już wracać do domu? - spytał.
- Mogę jechać choćby zaraz. - Cieszyłam się, że czeka nas godzina wspólnej jazdy. Nie byłam jeszcze gotowa się z nim pożegnać.

Po tym wszystkim, co ci powiedział. Super. Wait, it gets better. Ona ma ochotę się całować. (+1000 głupota)


Choć szedł blisko mnie, wyraźnie unikał kontaktu fizycznego. Przypomniało mi się, że Jessica i Mike po pierwszej kolacji są już niemal na etapie pocałunków, i z piersi wyrwało mi się głębokie westchnienie.

Edek i Belka wsiadają do auta.

Koniec rozdziału. Boy, oh boy. Nie będę tworzyła nowej kategorii psychopata, tylko wrzucę zachowanie Eda do worka pt. asshole, choć to zbyt delikatne określenie. Zatem (+1000 asshole). Belka naprawdę ma życzenie śmierci. Nie dość, że nie ucieka, gdzie pieprz rośnie, to jeszcze jest coraz bardziej zafascynowana tym creepsterem. Wiem, że były kobiety, które chciały wyjść za Teda Bundy’ego, nawet kiedy był już w więzieniu, ale nie należy takiego zachowania przedstawiać pozytywnie, Stefciu! Głupota Belki jest niesamowita.

(+2020 głupota)
(+102 bitch)
(+1000 asshole)
(+5 lenistwo)
(+15 tyran)


Pozdrawiam

Beige

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział VII: Koszmar

*prycha* Wygląda na to, że Stefci udaje się raz na ruski rok wymyślić tytuł adekwatny do zawartości rozdziału.



Dzisiejszy odcinek rozpoczynamy w momencie powrotu panny Swan z targu niewolników, gdzie udało jej się przyuważyć bardzo obiecująco zapowiadający się okaz.



Powiedziałam Charliemu, że mam dużo zadane nie chcę nic jeść. Oglądał właśnie jakiś super ważny dla siebie mecz koszykówki – nie miałam oczywiście pojęcia, co w tym sporcie może być fascynującego – więc nic dziwnego, że nie zwrócił uwagi na zmianę moim głosie czy wyrazie twarzy.



Primo: Od kiedy to Charlie ogląda koszykówkę? Do tej pory wyrażał zainteresowanie wyłącznie piłką nożną, baseballem i wędkowaniem. Ale rozumiem, rozumiem – to w końcu Mężczyzna, a Mężczyźni lubią Męskie Rozrywki, takie jak sport. Każdy rodzaj sportu.



Secundo: Ja też nie przepadam za oglądaniem wszelakich meczy, mogłabym więc poczuć tu pewną więź z Bellą – mogłabym, gdyby nie fakt, że ta mameja zdaje się programowo nie cierpieć WSZYSTKIEGO, co tylko staje na jej drodze.



Tertio: Jestem rozdarta – czy to miała być próba okazania, jakim niewrażliwym klocem jest pan komendant? Jeśli tak, to bardzo mi przykro, ale nic z tego, bo jak do tej pory nie mamy żadnego dowodu, iż Belka jest zdenerwowana/zapłakana/wymagająca rodzicielskiej interwencji.



Głupota: +2

Bitch: +1



Drzwi do swojego pokoju zamknęłam za sobą na klucz, po czym z czeluści biurka wygrzebałam stare słuchawki i podłączyłam je do przenośnego odtwarzacza CD. Z płyt wybrałam tę, którą Phil kupił mi na gwiazdkę. Był to album jego ulubionego zespołu – trochę za dużo basu i wrzasków jak na mój gust. Położyłam się na łóżku wcisnęłam „play” i podkręciłam głośność tak, że hałas aż ranił. Zamknęłam oczy, ale nadal przeszkadzało mi dzienne światło, więc zakryłam sobie górną połowę twarzy poduszką.





Angst: + 10



Bo wszyscy wiemy, że nie chodzi o zwykły brak żaluzji.



Całą swoją uwagę skoncentrowałam na muzyce. Próbowałam wychwycić wszystkie słowa tekstów piosenek i zanalizować skomplikowane rytmy perkusji. Przesłuchując płytę po raz trzeci, znałam już na pamięć wszystkie refreny. Doszłam też do wniosku, że album zyskuje przy bliższym poznaniu. Obiecałam sobie podziękować Philowi przy najbliższej okazji.



Zastanawiacie się może, dlaczego nigdzie nie pada nazwa owego tajemniczego zespołu? Oto rozwiązanie zagadki:



Q:What CD is Bella listening to in Chapter Seven?
A: I took that information out because I wasn't sure how long it was going to take to get Twilight published. If it took ten years, would the band still be cool, or would it be embarrassing? Lucky for me, it didn't take that long, and the band is still quite cool (in my eyes, at least). Bella is listening to Linkin Park. As I am at this very moment.
(Źródło: http://stepheniemeyer.com/twilight_faq.html#cd)



Nic to, że wydanie powieści za dziesięć lat nie zmieniłoby faktu, iż akcja książki rozgrywa się w 2005 roku, w związku z czym logicznym jest, iż Belka słucha tego, co jest w owym czasie na topie; nie możemy pozwolić, żeby przyszłe pokolenia wytykały Stefie brak znajomości najnowszych trendów muzycznych!



Głupota: + 20



Belcia daje się porwać (nie do końca) słodkim dźwiękom muzyki, a kiedy ponownie otwiera oczy:



Otaczało mnie zielonkawe światło przybrzeżnego lasu. Słyszałam, jak fale oceanu rozbijają się nieopodal o skały, i wiedziałam, że jest wyjdę na plażę, zobaczę na powrót słońce. Chciałam już podążyć za tym kojącym dźwiękiem, gdy wtem zjawił się Jacob Black, chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć ku najmroczniejszej części boru.

Jacob? Czy coś się stało? – spytałam.

Twarz miał wykrzywioną strachem. Mocował się ze mną, starając się przełamać mój opór, bo nie miałam zamiaru wchodzić w ciemny gąszcz.

Biegnij, Bello! Musisz uciekać! – szepnął zatrwożony.

Tędy, Bello! – Rozpoznałam głos Mike’a.

Dochodził z głębi lasu, choć jego samego nie było widać.

Ale dlaczego? O co chodzi? – Nadal wyrywałam się w stronę słońca.

Nagle Jacob rozluźnił uścisk, jęknął głośno i wstrząsany dreszczami padł na ściółkę.

Och! - krzyknęłam przerażona, ale po chłopaku nie było już śladu. Zamiast niego leżał przede mną wielki wilk o czarnych oczach. Zwierzę skierowało pysk w stronę wybrzeża i najeżyło się. Spomiędzy obnażonych kłów wydobył się niski charkot.

Bello, uciekaj! – zawołał znowu Mike gdzieś z tyłu, nie odwróciłam się jednak. Jak zaczarowana przyglądałam się zbliżającemu się od plaży światłu. Zza drzew wyszedł Edward. Jego skóra jarzyła się delikatnie, oczy były groźne i czarne jak noc. Kiedy skinął na mnie, wilk u mych stóp zawarczał ostrzegawczo.

Zrobiłam krok do przodu. Edward się uśmiechnął. Miał ostre, spiczasto zakończone zęby.

Zaufaj mi – zamruczał przyjaźnie.

Zrobiłam kolejny krok. Wilk poderwał się znienacka i rzucił na wampira, celując w jego szyję.

Nie! – krzyknęłam, podnosząc się raptownie do pozycji siedzącej.

Tkwiące nadal w moich uszach słuchawki pociągnęły za sobą odtwarzacz CD, który spadł z hukiem ze stolika nocnego na drewnianą podłogę.



I ty możesz zostać Nostradamusem” - kurs instruktażowy; wyd. Glitter&Sparkle, cena: 29,99.



Szczerze mówiąc, ten fragment jest tak niesamowicie głupi, ze nawet nie mam siły się z niego naśmiewać. Pomijając już fakt, iż Belcia najwyraźniej jest prorokiem, skoro rozwiązania wszelakich konfliktów manifestują się u niej poprzez sny – wiecie, jak nazywa się tego rodzaju zabieg literacki?



LENISTWO.



Meyer tak bardzo pali się, by wreszcie zacząć pisać o tym, co naprawdę ją interesuje – sparkleniu, klacie Edzia i toksycznej relacji między psychopatą i socjopatką – że nie ma cierpliwości, by rozwikłać wątek sił nadnaturalnych w jakikolwiek logiczny, spójny i zajmujący sposób. Jak do tej pory niezwykłe zachowanie Warda było jedyną osią fabularną tej książki...I jak widzimy powyżej, tajemnica została rozwiązana nim dobrnęliśmy do połowy „Zmierzchu”.

...Tak borem a prawdą, ciężko mówić o jakiejkolwiek tajemnicy, skoro streszczenie na tylnej okładce oryginalnego Tłajlajta wygląda tak:



'About 3 things i was absolutely positive. First, Edward was a vampire. Second, there was a part of him, and i didnt know how dominant that part might be, that thirsted for my blood. And third, i was unconditionally and irrevocably in love with him'



(Nie mogę się doczekać, aż dojedziemy z analizami do tego fragmentu. Och, to będzie prawdziwa orgia dla krytyka).



Podsumowując? Autorce znudziło się kreowanie atmosfery zagrożenia, w związku z czym radośnie podaje nam gotowe rozwiązanie na tacy i naiwnie wierzy, że czytelnik nie poczuje się urażony byciem traktowanym jak idiota.



Ja jestem urażona.



Zaczęłam pisać pierwszego bloga w wieku około trzynastu lat i uwierzcie mi na słowo – prorocze majaki mojej bohaterki (będącej, notabene, stuprocentową Mary Sue) były jakieś osiemdziesiąt razy subtelniejsze od tego, co zaserwowała nam SMeyer.



Lenistwo: + 500





Wytrącona z równowagi ewidentnym spoilerem dalszej fabuły książki, Bella postanawia...przeprowadzić research dotyczący wampirów.



Trzymajcie się mocno krzeseł, kochani.



...Nie, chwila, moment. Właściwie miałam pominąć ten fragment w analizie, ale doszłam do wniosku, że musicie to zobaczyć:



Korzystanie z internetu w Forks było męczarnią. Modem miał już swoje lata, a darmowy pakiet usług standardem znacznie odbiegał od normy. Samo łączenie się z siecią ciągnęło się bez końca. Postanowiłam w tym czasie zjeść miskę płatków z mlekiem.

Jadłam powoli, dokładnie przeżuwając każdy kęs. Skończywszy posiłek, umyłam miskę i łyżkę, wytarłam je ścierką i odłożyłam na miejsce. Powlokłam się na górę jak na stracenie. Zanim zasiadłam przed komputerem, podniosłam z podłogi odtwarzacz CD i postawiłam go na samym środku stolika, a słuchawki schowałam w szufladzie biurka. Włączyłam tę samą płytę, co wczoraj, tym razem ciszej, tylko jako tło.



Fascynujące, nieprawdaż? Tego typu wtrętów z rzyci jest w tej serii od groma – pomijamy je z Beige w naszych postach, ponieważ chcemy oszczędzić wam czytelniczych mąk. Postanowiłam jednak zacytować ten paragraf, aby pokazać, jak bardzo przeciwna naturze jest Stefa – tysiące drzew musiały oddać życie, aby (anty)fani na całym świecie mogli zostać poinformowani o tym, iż panna Swan ma zwyczaj wycierać mokre naczynia.



Zbędność: + 50

Nuda: + 25



Czas rozpocząć poszukiwania! Aby uczynić moje wypociny ciekawszymi, zamierzam czynić dokładnie te same kroki co nasza bohaterka i raportować wam rezultaty.



Z westchnieniem spojrzałam wreszcie na ekran. Wypełniały je rzecz jasna, automatycznie otwierające się okna reklamowe. Zajęłam miejsce przy biurku i zaczęłam je wszystkie zamykać. W końcu mogłam wejść na stronę swojej ulubionej wyszukiwarki. Pozbyłam się kilku kolejnych natrętnych reklam, wpisałam jedno jedyne słowo „Wampiry”.

Po dłuższej chwili na ekranie wyświetliły się rezultaty poszukiwań. Większość z nich nadawała się do kosza. Było tam wszystko – od filmów i programów telewizyjnych po RPG, alternatyw metal i kosmetyki do makijażu dla fanów Marilyna Mansona.



Używam Googli. Po wpisaniu do wyszukiwarki 'Vampires', na pierwszej stronie ukazały mi się linki do:



  • hasła z Wikipedii
  • tekstu piosenki zespołu Theatres des Vampires
  • filmu z 1998 o tym samym tytule
  • strony poświęconej „Zmierzchowi”
  • Twilight Wiki
  • pięciu różnych stron poświęconych wampirom.



Skupmy się na ostatnim punkcie. Przyjrzałam się pobieżnie każdej z nich – wszystkie mogłyby uchodzić za całkiem porządne kompendium wiedzy z dziedziny krwiopijców, zwłaszcza dla takiego laika, jakim jest Bella.

Moje pytanie brzmi: jakim cudem Belka znalazła odnośnik do strony poświęconej makijażowi na Halloween, ale nie odnalazła niczego związanego stricte z wampirzymi legendami i podaniami? Nieważne, ile lat temu i z jakiej przeglądarki korzystała – to po prostu nie ma najmniejszego sensu.



Głupota: + 100



Okazuje się jednak, że Stefa nieprzypadkowo walnęła takiego babola:



Jedna ze stron wydala mi się jednak obiecująca – nazywała się „Wampiry od A do Z”.

Czekałam cierpliwie, aż się otworzy, kasując metodycznie kolejne reklamy. W końcu ściągnęła się w całości. Wyglądała skromnie, akademicko – czarna czcionka na białym tle.



Niespodzianka – ta strona istnieje naprawdę. I...jest dosyć uboga w treść. To po prostu encyklopedyczny spis różnych rodzajów wąpierzy. Oczywiście, takie źródło informacji też jest bardzo przydatne w researchu, ale czy nie lepiej byłoby dowiedzieć się czegoś także o historii, mitach i legendach dotyczących tych istot? Bella ewidentnie nie ma żadnej wiedzy w tej dziedzinie, więc tym bardziej powinna zainteresować się całościowym obrazem. Cóż, może Meyer po prostu nie lubi Wikipedii.



...Patrząc na liczbę punktów w kategorii „głupota” w naszych analizach możemy to nawet przyjąć za pewnik.



Głupota: + 25



Resztę strony głównej zajmowała alfabetyczna lista wszystkich podań o wampirach z całego świata. Kliknęłam najpierw na hasło Danag.



Mogłaś co najwyżej kliknąć w odnośnik 'C-D'; pojedyncze gatunki nie mają swoich własnych linków. Stefciu, ładnie to tak kłamać?



Głupota: + 5



Belcia przegląda poszczególne hasła i żali się, że przedstawione tam stworzenia niezbyt przypominają Hollywoodzkie wampiry. Cóż, biorąc pod uwagę że Cullenowie też nie wyglądają jak krewni Nosferatu, nie bardzo rozumiem, dlaczego tak bardzo wyprowadza ją to z równowagi.



Zaledwie trzy hasła tak naprawdę przykuły moją uwagę o rumuńskim Varacolaci, potężnej istocie, która przybierała postać pięknego, bladego mężczyzny; o słowackim Nelapsi, obdarzonym taką zręcznością i siłą, że potrafił zmasakrować całą wioskę w ciągu godziny i wreszcie o Stregoni benefici.



No i się zaczyna.



O tym ostatnim było tylko jedno zdanie: „Stregoni benefici wampir włoski, ponoć stojący po stronie dobra, śmiertelny wróg wszystkich złych wampirów”.



Mam pewien problem z powyższym cytatem.



Jeżeli wejdziecie na wyżej zalinkowaną stronę, przekonacie się, że tym razem Stefcia mówi prawdę – znajduje się tam dokładnie taki opis. Problem w tym, że gdy wrzucimy „Stregoni benefici” do Gugla...wyświetlają się nam wyłącznie strony związane z Tłajlajtem. Mało tego – Ciocia Wiki wyraźnie podaje, jakoby owym wampirem był w rzeczywistości Carlisle z czasów przebywania w Volterze.

Więc jakim cudem to hasło znalazło się pomiędzy innymi, ściśle związanymi z podaniami będącymi obecnymi w światowej kulturze od setek lat?



Ciekawa jestem reakcji SMeyer, gdyby ktoś jej powiedział, że ten krótki akapit zaintrygował mnie bardziej niż wszystkie cztery tomy serii razem wzięte.






A tak swoją drogą...Naprawdę nie istniał jeszcze bardziej infantylny sposób na opisanie tego wąpierza?



Czytając, próbowałam porównywać poszczególne opisy wampirów z tym, co już o nich niby wiedziałam. Według Jacoba Zimni Ludzie byli nieśmiertelni, pili krew, mieli chłodną skórę i występowali przeciwko wilkołakom. Z moich własnych obserwacji wynikało z kolei, że istoty te są nadludzko piękne, silne i szybkie, mają bladą cerę, a ich oczy potrafią zmieniać barwę. Niestety, żaden z mitów nie wspominał choćby o kilku z tych cech naraz.

Nie zgadzało się coś jeszcze. Zarówno w znanych mi horrorach, jak i w wielu podaniach z internetu, wampiry nie mogły przebywać na słońcu, które spalało je na popiół. Dnie spędzały śpiąc w trumnach, a wychodziły po zmroku.



Ekhm...widzisz, skarbie, mity mają to do siebie, że nie należy traktować ich jak haseł z encyklopedii – wskazuje na to sama nazwa:



Mit (stgr. μῦθος mythos) myśl, zamysł, temat rozmowy, opowieść, baśń (źródło: Wikipedia)



No i na logikę – dlaczego niby miałabyś znaleźć dokładny opis Cullenów pośród zbioru ludowych podań? Gdyby tak było, musielibyśmy przyjąć, że WSZYSTKIE wymienione na stronie gatunki rzeczywiście istnieją i żyją wśród nas – co, jeśli chcecie znać moje zdanie, jest dosyć niepokojącym konceptem.



Głupota: +25



Zdenerwowana wyłączyłam jednym ruchem komputer, nie zawracając sobie głowy wyjściem z programu jak należy. Oprócz irytacji czułam także zażenowanie. Co za głupota. Niedzielny poranek, a ja szukam informacji o wampirach. Co mi strzeliło o głowy? Doszłam do wniosku, że winowajcą jest nieszczęsne Forks, a może i cały półwysep Olympic.



-Uff! Mało brakowało – Bella otarła krople potu z czoła. - Jeszcze chwila, a przemieniłabym się w interesującą postać, wykazującą chęć poszerzania horyzontów poznawczych! Na szczęście niebezpieczeństwo zażegnane; mogę bez przeszkód wrócić do narzekania na otoczenie.



Głupota: + 10





Belcia musi ochłonąć po...eee...męczącym internetowym researchu?, w związku z czym udaje się na spacer do lasu.



Po pierwsze, musiałam podjąć decyzję, czy to, co Jacob opowiadał o Cullenach, może być prawdą.

Mój umysł nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Rodzina wampirów – to brzmiało tak idiotycznie. Ale jeśli nie to, to co? Nie dało się na przykład wytłumaczyć racjonalnie, w jaki sposób Edward uratował mi życie. A co z nadludzką siłą i urodą, bladą skórą, szybkim przemieszczaniem czy oczami zmieniającym barwę z czarnych na złote i z powrotem? Stopniowo przypomniałam sobie coraz więcej szczegółów: rodzeństwo poruszało się z niebywałym wdziękiem i chyba nigdy nie jadało.



Nie, nie czepiam się tego fragmentu jako takiego; Belka wykazuje tu (jakże rzadkie u niej) oznaki logicznego myślenia. Bardziej frapuje mnie coś innego, a mianowicie – jakim cudem NIKT poza panną Swan nie odkrył, że coś jest nie halo z rodziną doktora?



Przeanalizujmy fakty. Przeciętny mieszkaniec Forks wie, iż:



  • Rodzinę Cullenów tworzy siedem osób, z czego dwie najstarsze – Carlisle i Esme - mają plus minus trzydzieści lat; pozostali, uchodzący za dzieci w/w pary, są w ogólniaku i mimo bycia adoptowanym rodzeństwem, tworzą romantycznie zaangażowane pary.
  • Mimo braku pokrewieństwa wszyscy wyglądają jednakowo.
  • Dzieciaki nigdy nie jedzą niczego na stołówce, nie chodzą na wf i trzymają się wyłącznie w swoim gronie.
  • Cała rodzina udaje się na biwak za każdym razem, gdy na niebie pokaże się słońce; oznacza to, że Carlisle regularnie opuszcza pracę, a młodsze pokolenie – szkołę.
  • Mimo bycia lekarzem pierwszego kontaktu i jedyną osobą pracującą na swą familię, Carlisle'a stać na posiadanie wypasionego domu, czterech samochodów i szafy pełnej designerskich ciuchów.
  • Oczy Cullenów regularnie zmieniają barwę ze złotej na czarną i na odwrót; procesowi temu towarzyszy pojawianie się/zanikanie fioletowych worów.
  • Cullenowie są lodowato zimni.



Szybkości i siły nie wliczam – załóżmy, że nikt poza nasza protagonistką nie miał szans zauważyć tych akurat cech u naszych meyepirów.



Wniosek? IQ ludzi z Widelców wynosi w sumie około sześciu punktów.



Nie chodzi mi o to, żeby na widok Edzia i spółki każdy mieszkaniec stanu Waszyngton leciał co tchu po krucyfiks i święconą wodę; ostatecznie, większość ludzkości jest raczej sceptycznie nastawiona do wszystkich teorii związanych ze zjawiskami nadnaturalnymi. Ale jakim cudem Bella jest JEDYNĄ osobą, która zdołała zauważyć, że zachowanie Cullenów wykracza daleko poza bycie ekscentrykami? Zwłaszcza, że mieszkają w Forks już od dobrych kilku lat!

Wiem, o co chodziło Meyer- chciała ukazać, jak bardzo niezwykłym płatkiem śniegu jest nasza heroina, skoro zdołała sama (tak, wiem, że całą robotę odwalili za nią Jacob i prorocza mara) połączyć kropki i rozwikłać zagadkę. Problem w tym, że takie rozwiązanie nie czyni jej inteligentną – wskazuje raczej na to, że reszta uniwersum 'Zmierzchu” jest, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt lotna.



Głupota: + 75



A on sam? Czasami mówił z dziwną, jakby przedwojenną intonacją, potrafił też użyć jakiegoś słowa czy zwrotu rodem ze stuletniej powieści, a nie licealnej klasy w dwudziestym pierwszym wieku.



Pierwsze słyszę. Powiem więcej – w następnych rozdziałach przekonamy się, że pani Urban odwaliła lepszą robotę w „postarzaniu” co poniektórych kwestii Eda, niż sama autorka.



Głupota: + 5



Kiedy badaliśmy grupy krwi, poszedł na wagary. Zanim zgodził się pojechać ze mną na wycieczkę nad morze, spytał, dokąd się wybieramy, i dopiero wtedy odmówił. Potrafił czytać innym ludziom w myślach – to znaczy wszystkim oprócz mnie. Twierdził, że jest groźny.



  • Zdanie nr 1 – punkt dla ciebie.
  • Zdanie nr 2 – patrz wyżej.
  • Zdanie nr 3 - …...........



ŻE CO PROSZĘ???



Meyer – jak do tej pory nie mieliśmy ŻADNEGO dowodu na to, że McSparkle potrafi czytać myśli – a co dopiero, że Belcia jest odporna na jego moc! To już nawet nie jest tzw. foreshadowing – to ewidentne opierniczanie się edytora tej abominacji!!!



Głupota: + 75



  • Zdanie nr 4 – to świadczy jedynie o tym, że jest psychopatą.



Czyżby Cullenowie naprawdę byli wampirami?

Cóż, czymś z pewnością byli.

Paulo Coelho.



No bo dajcie spokój – jak inaczej można w ogóle podsumować te brednie?



Głupota: + 50



Pozostawało jeszcze jednak drugie, najważniejsze pytanie – co zrobię, jeśli Edward naprawdę jest wampirem?

Przerażała mnie ta możliwość. Edward wampirem. Co począć? Przede wszystkim wiedziałam, że nie powinnam tego rozgłaszać. Mnie samej trudno było w to wszystko uwierzyć. Jak nic, ktoś życzliwy wsadziłby mnie do domu wariatów.

Pozostawało, więc wziąć sobie do serca radę Edwarda: pójść po rozum do głowy i zacząć unikać go za wszelką cenę. Zachowywać się odtąd tak, jakby nie istniał. Podczas lekcji biologii udawać, że dzieli nas mur. Odwołać nasz wspólny wyjazd do Seattle. Powiedzieć mu żeby zostawił mnie w spokoju – tym razem jak najbardziej na serio.



O_O



Ja...Nie wiem co powiedzieć. To najbardziej rozsądny akapit w całej sadze. Trwaj chwilo, jesteś piękna...



Gdy zaczęłam sobie wyobrażać, jak to będzie, żal ścisnął mi serce. Na szczęście, w tym samym momencie, przyszła mi do głowy pewna myśl.

Edward może i był niebezpieczny, ale do tej pory mnie nie skrzywdził. Wręcz przeciwnie – gdyby nie on, auto Tylera zgniotłoby mnie na miazgę. W dodatku zareagował tak błyskawicznie, że mogło to być z jego strony odruchowe. Czy mógł być taki zły, przekonywałam siebie samą, skoro miał odruch ratowania życia? Pytanie to pozostawało na razie bez odpowiedzi.




 
A można by pomyśleć, że skoro mieszkam w Łódzkiem, to będę pamiętać o starej, dobrej bajce...



Głupota: + 600



Poza tym byłam głęboko przekonana – co ostatnimi czasy zdarzało mi się rzadko – że złowrogi Edward z koszmaru nie był prawdziwym Edwardem, a jedynie reakcją na rewelacje Jacoba. Co więcej, gdy ten niby – Edward, a więc ucieleśnienie mojego lęku przed wampirami, został we śnie zaatakowany przez wilka, krzyknęłam: „nie”, bo to o niego się bałam, a nie o zwierzę. Stał tam z obnażonymi, ostrymi zębami, a ja mimo to drżałam o jego życie. Taka była prawda o moich uczuciach. Nie wiedziałam, czy w ogóle mam jakiś wybór. Znałam prawdę – jeśli to rzeczywiście była prawda – ale nic więcej nie mogłam zrobić. Wystarczyło, że pomyślałam o nim: o jego głosie, jego hipnotycznym spojrzeniu, atletycznej sile jego osobowości... Niczego tak bardzo nie chciałam jak tego, by z nim być.

 
No to jeszcze raz:



Głupota: + 1000





Okazuje się, że zalecana przez wszystkich psychologów konfrontacja z własnymi uczuciami zakończyła się sukcesem – Bella wraca do domu i bez problemu skupia się nad zadaniem domowym.



Poniekąd mnie to nie zdziwiło, taka byłam od zawsze. Podejmując decyzje, okropnie się męczyłam, ale kiedy zostały podjęte, ogarniał mnie spokój i zaczynałam po prostu działać według planu, szczęśliwa, że najgorsze mam już za sobą. Czasami, rzecz jasna, pozostawało przygnębienietak jak wtedy, gdy postanowiłam przyjechać do Forks – ale było to lepsze niż ciągle rozpatrywanie różnych opcji.

Tym razem pogodzenie się z podjętą decyzją poszło łatwo. Niebezpiecznie łatwo.



Z jaką decyzją, u diabła? Chodzi ci o to, że postanowiłaś jak ostatni muł nagabywać tego psychopatę? Uwierz mi, skarbie – nie masz się z czego radować.



Głupota: + 25



Belka kładzie się spać, a gdy wstaje rano wita ją słoneczko sunące po błękitnym niebie. Nawet średnio inteligenty szympans domyśliłby się, co oznacza ów twist fabularny, ale ciii – nie róbmy przykrości Stefie, widać, że biedaczka bardzo się stara.



Bella idzie na śniadanie i – wierzcie lub nie – komplementuje w myślach młodzieńczy uśmiech Charliego, Bella zjada śniadanie, Bella dociera do szkoły i przegląda podręcznik do trygonometrii...



Mam wrażenie, że przy nadawaniu tej analizie jako-tako interesującego kształtu i wywalaniu wszelkich głupot męczę się znaczniej bardziej niż stefciowy edytor-widmo.



Zbędność: + 5

Nuda: + 20



Do panny Swan podbiega jej wierny podnóżek:



Co porabiałaś wczoraj? – Wydał mi się odrobinę zbyt zaborczy.

Głównie pisałam wypracowanie.

(...)

-A o czym piszesz?

Sprawdzam, czy Szekspir nie był mizoginem, analizując sposób w jaki przedstawia postacie kobiece.

Mike spojrzał na mnie tak, jakbym przemówiła po łacinie.



Robienie z postaci drugoplanowych idiotów w celu zaznaczenia wyjątkowości swojego awatara – odhaczone.



Bitch: + 5



Zamierzałem cię gdzieś zaprosić.

Hę? - Zupełnie mnie zaskoczył. Dlaczego nie mógł zachować się jak kolega? Ostatnio robił się coraz śmielszy i tylko mnie to krępowało.

Wiesz, moglibyśmy zjeść razem kolację, czy coś. Wypracowanie zdążę napisać później.

Mike... – Znalazłam się w kłopotliwej sytuacji. – To chyba nie najlepszy pomysł.

Zasmucił się.

Czemu? – Spojrzał na mnie podejrzliwie. Przed oczami stanął mi Edward. Ciekawe, czy i Mike właśnie o nim pomyślał.

Sądzę, że... Tylko nikomu tego nie mów, bo zostanie z ciebie krwawa miazga! – postraszyłam. – Sądzę, że nie byłoby to fair w stosunku do Jessiki.






Bello. Słoneczko. Kwiatuszku. Kurczaczku.



JEŚLI NIE MASZ OCHOTY SPOTYKAĆ SIĘ Z NEWTONEM, PO PROSTU GO O TYM POINFORMUJ.



Naprawdę, co w tym takiego trudnego? Nie czujesz się zaangażowana emocjonalnie? Masz do tego pełne prawo. Zamiast traktować Jessicę jako koło ratunkowe, DELIKATNIE wytłumacz delikwentowi, że jest dla ciebie tylko kolegą – oszczędzisz tym samym wam obojgu wiele zgryzoty.



Bitch: + 15

Głupota: + 20



Teraz to ja go zaskoczyłam. Taka możliwość najwyraźniej nie przyszła mu do głowy.

Jessiki?

Ślepy jesteś czy co?

Och – wydukał oszołomiony.

Zdecydowałam, że czas na mnie i zaczęłam się pakować.

Zaraz zacznie się lekcja – oświadczyłam. – Nie chcę się znowu spóźnić.

Poszliśmy razem, Mike pogrążony w myślach. Miałam nadzieje, że wyciągnie właściwe wnioski, kiedy spotkałam Jessicę na trygonometrii, tryskała wprost entuzjazmem. Po południu jechała z Angelą i Lauren do Port Angeles po sukienki na bal i namawiała mnie, żebym zabrała się z nimi.



Cóż, wygląda na to, że Mike wreszcie uświadomił sobie, że jest zaledwie pięćdziesięcioplanową postacią w tym uniwersum i nie może liczyć na nic więcej poza resztkami w postaci pseudo przyjaciółek Mary Sue. Nie łam się, stary – im dalej od centrum wydarzeń, tym lepiej dla ciebie, zaufaj mi.



Belka nie wie, czy zgodzić się na propozycję koleżanki – nie lubi wszak Lauren (która jest w tym tomie sztandarową Scary Sue, czytaj – postacią, która zdaje sobie sprawę z idiotyzmu głównej bohaterki i nie boi się wyrażać swoich uwag na głos), a poza tym liczy na małe rendez-vous z pewnym rudzielcem.



Powiedziałam Jessice, że najpierw muszę porozmawiać z tatą.



...Rozumiem, że gdybyś miała ochotę wyskoczyć do Port Angeles, twój ojciec nie miałby nic do gadania?



Zła córka: + 15



Belcia pędzi na stołówkę aby zobaczyć się ze swym stalkerem, a tam...



Jak zwykle zerknęłam na stolik Cullenów i zmartwiałam. Nikogo przy nim nie było. Podłamana zaczęłam przeszukiwać wzrokiem stołówkę – była jeszcze szansa, że usiadł gdzieś sam. Hiszpański przedłużył się o pięć minut, pozajmowano więc już niemal wszystkie miejsca. Na próżno jednak wypatrywałam oczy. W stołówce nie było ani śladu Edwarda i jego rodziny. Powlokłam się za Jessicą zrezygnowana, nawet nie udając, że jej słucham.






Meyer? Twoi czytelnicy nie są stonogami. Potrafimy wnioskować; domyśliliśmy się, że jeśli A (słoneczko), to B (brak Cullenów w szkole). Przestań wreszcie nas obrażać.



Głupota: + 10



Angela zadała mi kilka pytań o wypracowanie z Makbeta, które odpowiedziałam jak najbardziej naturalnym tonem, chodź pogrążałam się w coraz głębszej rozpaczy. Dziewczyna ponowiła zaproszenie Jessiki i tym razem przyjęłam je, licząc na to, że chodź na chwile zapomnę o Cullenach.

Gdy weszłam do sali od biologii, zdałam sobie sprawę, że od lunchu tlił się we mnie jeszcze płomyk nadziei. A może tu? Zobaczyłam jednak tylko puste krzesło Edwarda i zalała mnie kolejna fala rozczarowania.






Dramatyczna Lamo, kiedy wreszcie dane mi będzie nie oglądać twego pyska w analizie?



Angst: + 20



Następnie mamy lekcję wuefu, a na niej – wykład na temat reguł badmintona.

...Czy to naprawdę konieczne – poświęcać całą lekcję na omówienie zasad?



Głupota: +1





Kolejny dzień zajęć dobiegł końca, Bella wraca do domu.



Cieszyłam się, że wracam już do domu, gdzie przed wyjazdem do Port Angeles mogłam poużalać się nad sobą do woli. Niestety jak tylko stanęłam w progu, Jessica zadzwoniła, odwołując nasz wypad, bo Mike zaprosił ją na kolację. Przyjęłam tę wiadomość z ulgą – chyba coś do chłopaka dotarło – ale i nie w smak było mi zostać sam na sam ze swoimi myślami, stąd moja udawana radość brzmiała raczej fałszywie.






Czasami zawodzą mnie słowa. To właśnie jedna z tych chwil.



Bitch: + 75

Angst: + 25



W kuchni nie miałam nic do roboty – ryba leżała w marynacie, a sałatka została z wczoraj.



!!!



Co począć, co począć???



Na jakiś czas zajęłam głowę odrabianiem lekcji, ale w pół godziny ze wszystkim się uwinęłam.



Coraz gorzej...



W końcu zabrałam się za czytanie zaległych maili od mamy, z każdym kolejnym coraz bardziej poirytowana. Po ostatnim westchnęłam i wystukałam krótką odpowiedź.






Jak to dobrze, że istnieje twoja głupia matka, która regularnie pisze do ciebie maile aby pokazać, że mimo odległości wciąż interesuje się twoim życiem! Dzięki temu będziesz mogła zabić chwilę czasu. Tylko nie rozpisuje się za bardzo, niech sobie nie myśli, że jesteś na każde wezwanie.



Zła córka: + 75



Przepraszam, Mamo. Dużo przebywałam poza domem. Byłam nad morzem ze znajomymi. I musiałam napisać wypracowanie.”



Moje wymówki brzmiały żałośnie, więc dałam sobie spokój.



Dziś świeci piękne słońce wiem, też jestem w szoku. Zamierzam siedzieć na dworze i naprodukować tyle witaminy D ile się da. Kocham Cię,

Bella



No, może być. Wystarczająco enigmatycznie i bezosobowo.



Zła córka: + 15



Postanowiłam zabić czas, czytając coś niezwiązanego ze szkołą. Przywiozłam ze sobą do Forks niewielką biblioteczkę, w której najbardziej zaczytanym tomem było wydanie zawierające kilka powieści Jane Austen. Wybrałam je i tym razem, a następnie z wysłużoną pikowaną kapą znalezioną w bieliźniarce u szczytu schodów, udałam się do ogródka na tyłach domu.



Wiecie, co jest interesujące w tym fragmencie? To pierwszy i ostatni raz, gdy widzimy Belkę robiącą cokolwiek dla przyjemności. Naprawdę – od tego momentu wszystkie rodzaje rozrywki będą albo nieodłącznie związane z McSparklem i Pedowolfem, albo będą służyły popchnięciu fabuły naprzód (wątek Romea i Julii w Nju Munie). Celebrujmy ten moment!



...A tak w ogóle, to nie zalecałabym leżenia na ziemi w Waszyngtonie w marcu, pierwszego słonecznego dnia po tygodniach deszczu ze śniegiem. Stefa, postaraj się nie zapominać, że klimat na północy ociupinkę różni się od tego w Arizonie.



Głupota: + 10



Bella zaczyna zagłębiać się w „Rozważną i romantyczną”...tylko po to, by po chwili obrazić się na Austen za to, że ośmieliła się nazwać jednego ze swych bohaterów Edwardem. Nie żartuję.



Zdenerwowana dziewczyna postanawia się nieco poopalać i przypadkowo zasypia; budzi ją dopiero odgłos radiowozu parkującego przed domem. Dziewczyna korzy się za zaniedbanie obowiązków i szybciutko odgrzewa obiad. Po posiłku ojciec i córka relaksują się przed telewizorem; Belcia decyduje się poruszyć kwestię wyjazdu do Port Angeles:



Tato – odezwałam się w trakcie reklam – Angela i Jessica wybierają się jutro po południu do Port Angeles kupić sukienki na bal i prosiły, żebym zabrała się z nimi i pomogła im w wyborze. Mogę jechać?

Jessica Stanley? – upewnił się.

I Angela Weber – uściśliłam z westchnieniem.

Coś mu się nie zgadzało.

Ale przecież nie idziesz na bal?

Nie, to im mam pomóc znaleźć odpowiednie kreacje. No wiesz, podpowiedzieć coś obiektywnie. – Kobiecie nie trzeba by było tego tłumaczyć.



Albowiem Charlie, jak na prawdziwego komendanta policji przystało, jest wiejskim głupkiem, który musi mieć wszystko podane na tacy.



Zła córka: + 5



No dobrze. – Nadal nie rozumiał, po co jadę, ale pojął, że to dlatego, że jest mężczyzną. Ale co z zadaniami domowymi?

Pojedziemy zaraz po szkole, żeby wrócić wcześnie. Poradzisz sobie z obiadem, prawda?

Bells, pamiętaj, że żywiłem się sam przez siedemnaście lat.

Cud, że przeżył, pomyślałam, a głośno dodałam:

Zostawię w lodówce pieczeń na zimno i różne takie. Będziesz mógł zrobić sobie pożywne kanapki.



Pojęliście już, że Swan jest idiotą? Pojęliście???



Zła córka: + 10



Lista wydarzeń następujących po owym dialogu obejmuje:



  • Bellę idącą spać
  • Bellę budzącą się
  • Bellę wypatrującą Cullenów
  • Bellę opłakującą nieobecność Cullenów
  • Bellę szykującą ojcu obiad
  • Bellę rozczesującą włosy
  • Bellę przekładającą wyświechtany portfel z plecaka do rzadko używanej torebeczki
  • Bellę wsiadającą do białego forda Jessici i odjeżdżającą w siną dal.



Nawiasem mówiąc, Punkt 7 to nie żart.



Zbędność: + 15

Nuda: + 25



I to już wszystko na dzisiaj, moi drodzy. Co wydarzy się na wycieczce? O tym w następnym odcinku.





Statystka:



Głupota: 2058

Lenistwo: 500

Zła córka: 120

Bitch: 96

Nuda: 70

Zbędność: 70

Angst: 55





Maryboo